piątek, 1 maja 2015

#59

SAM

Nie wiem ile czasu upłynęło, ale zdałam sobie sprawę z tego, że się ściemnia dopiero gdy spojrzałam w okno. Słońce schowało się za horyzontem, a niebo przybrało różowawy kolor. Musiała to już być 18 a może 19. Nie zastanawiając się długo nad tym spojrzałam na zegarek zawieszony w kuchni. Była 18:37. Gdybym nie rozwaliła radia włączyłabym je ponownie prosząc i wsłuchując się z nadzieją, że to jednak była pomyłka. Jednakże nie mogłam tego zrobić, więc odpaliłam laptopa i poszukałam na ten temat informacji. Już było pewne, że nikt nie przeżył. Nie było co do tego choćby najmniejszej wątpliwości. Odłożyłam urządzenie na drugi koniec łóżka na którym teraz leżałam i pozwoliłam by znowu z moich oczy wypłynęły łzy. Nie chciałam by teraz ktokolwiek mnie widział. Nie chciałam by ktokolwiek dobijał się do moich drzwi, a jednak ktoś miał tak głupie wyczucie czasu i to robił.
Zgramoliłam się z łóżka kiedy zdałam sobie sprawę, że osoba po drugiej stronie drzwi nie ma zamiaru odpuścić. Pierwsze co mi przyszło na myśl to to że Lara do mnie przyjechała. W końcu zakończyłam naszą rozmowę o niczym jej nie informując, więc może się tym przejęła. Miejmy nadzieje, bo tylko ona mogłaby teraz coś zdziałać.
Stanęłam przed drzwiami i wytarłam ostatnie łzy z twarzy. Pewnie wyglądam teraz jak strach na wróble, ale jakoś mało mnie to obchodzi. Ważne jest by otworzyć i spławić jak najszybciej niechcianego gościa.
O mało co mnie nie zamurowało, gdy otworzyłam drzwi. Pierwsze co ujrzałam to ogromny bukiet czerwonych róż, a zaraz po tym zmartwioną twarz Bruna.
Nie wiem może mam zwidy, ale on stał przede mną cały i zdrowy. W dodatku nie wyglądał jakby cokolwiek mu się stało. Zero zadrapań, siniaków, krwi...
Nie wiedziałam czy się na niego rzucić i wycałować czy zacząć płakać. Jednak emocje wzięły nade mną górę i się rozpłakałam. Pewnie nie takiej reakcji spodziewał się na swój powrót, no ale cóż... Zabrałam mu ten cholerny bukiet i cisnęłam nim o podłogę. Bruno widocznie nie zrozumiał mojej reakcji, z resztą ja też nie. Przekroczył próg i zaraz po tym zaczęłam bić go z pięści w pierś. Nie spodziewał się ataku, ale w miarę szybko zareagował. Złapał mnie za ręce i nie chciał puścić póki nie przestałam się wierzgać.
-Co jest grane?
Nie dało mi pewności, że on tu stoi gdy go nawalałam. Dopiero teraz gdy się odezwał tak naprawdę uwierzyłam w to, że nie mam jakiś chory urojeń. To był on! Mój Bruno!
-Ty... -Nie wiem co chciałam powiedzieć. Po prostu chciałam się do niego odezwać. Dać mu pewność, że to ta sama Sam tu stoi.
-Sam o co chodzi? -złapał mnie za głowę i delikatnie ją uniósł.
Spojrzałam mu w oczy. Te czekoladowe tęczówki były tak przerażone i zmartwione, że nie mogłam dłużej utrzymać kontaktu wzrokowego. Obróciłam twarz w lewo.
-Nie wiem co się stało, ani czemu jesteś na mnie zła, ale przysięgam ci, że nic nie zrobiłem. -Ponownie obrócił moją głowę. Nadal nie potrafiłam na niego spojrzeć. -Sam słyszysz mnie?
-T-tak.
-Uspokój się i powiedz co się dzieje
Przez jakąś minutę staliśmy wtuleni w siebie. Bruno pozwolił mi się uspokoić i uznał, że kiedy będę gotowa to mu powiem. Odsunęłam się kawałeczek i pocałowałam go. Tak bardzo potrzebowałam potwierdzenia, że to naprawdę on tu jest, Wiedziałam to, ale do jakiejś części mnie jeszcze to nie dotarło.
-Leciałeś samolotem... On się rozbił... -nadal płakałam
-Spokojnie. To był tylko zły sen. Jestem tu przy tobie.
-Właśnie o to chodzi, że to nie był sen! -krzyknęłam- Bruno twój samolot się rozbił. Ty miałeś nie żyć. W mojej głowie od 3 godzin nie żyłeś. Rozumiesz? Słyszałam o tym co się stało z tym samolotem. Słyszałam....
-Nie Sam. Nie wiem dokładnie o co ci chodzi, ale wiedz, że jestem cały i zdrów. Oba loty się udały. Był tylko mały problem z lotem z Sao Paulo do Nowego Jorku, bo Phil nalegał, że skoro mamy chwilę czasu do wylotu to możemy wyjść na miasto i się trochę rozejrzeć. Przez to wszystko zgubiliśmy Johna i musieliśmy go szukać. Gdy dotarliśmy na lotnisko samolot którym mieliśmy lecieć odleciał. Musieliśmy czekać godzinę na kolejny. -spojrzałam na niego.- Przepraszam, że nie zadzwoniłem. Było takie zamieszanie, że zupełnie mi to wyleciało z głowy. -pocałował mnie w czoło.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Żadne z nas się nie odezwało.
-To może ja pójdę nakryć do stołu. -chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
-Jesteś na mnie zła?
-Nie. Tylko... muszę to sobie wszystko ułożyć. Naprawdę myślałam, że już się nigdy nie spotkamy. -podszedł do mnie
-Nie masz się czego obawiać. Jestem przy tobie i zostanę jak długo będziesz chciała.
A obiecasz, że zostaniesz na zawsze? -cisnęło mi się na język żeby to powiedzieć, ale nie chciałam tego zrobić. Nie można obiecać czegoś czego nie wie się na sto procent. To nie fair, bo kiedy obiecasz a później zerwiesz obietnice wychodzą z tego same szkody. A tego nikt nie chce.
Poszłam do kuchni i przyszykowałam jedzenie. Nie miałam humoru. Straciłam go pół dnia temu i raczej dzisiaj nie powróci.
Siedliśmy do stołu i jak gdyby nigdy nic próbowaliśmy rozmawiać. Mi jednak w głowie siedziało jedno. Ten nieszczęsny wypadek. Skoro Bruna nie było na pokładzie to nie znaczy, że nic się nie stało. Na świecie są rodziny, które nadal czekają aż ich bliscy wrócą do domu. A być może już się dowiedzieli o tym, że był wypadek i rozpaczają bo nie ujrzą już swojego męża, mamy, cioci, brata... To straszne. Nie wiem jakim prawem rzeczy martwe w taki sposób mszczą się na ludziach.

####

Witajcie!
Gdy weszłam dzisiaj na bloga zauważyłam, że do kolejnej osoby dotarł mój blog. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam. Postanowiłam od razu dodać nowy odcinek. 
Nie wiem czy już kiedyś Wam to pisałam, ale każdy komentarz sprawia mi taką ogromną radość i daje solidnego kopa by pisać kolejne odcinki, dlatego dziękuje, że zawsze ktoś komentuje moje posty. Jesteście kochani :* 

2 komentarze:

  1. Aaaa, to z mojego powodu :3 <3 czuję się taka wyjątkowa xd Świetny odcinek, ale krótki :( czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że się spóźnią! Pomyliłam się tylko z godzinami :( Ale się cieszę, że Bruno jednak żyje :D Nie mogę się już doczekać kolejnego odcinka :D Dziś krótki lecz za razem świetny :D

    OdpowiedzUsuń