wtorek, 31 marca 2015

#54

BRUNO

Kurczę. Nie dość, że obściskiwała się z Kellanem to jeszcze całowała się z Joshem. Czy to już nie przegięcie? Nie chodzi mi o jej pocałunki, ale o to że jestem zazdrosny o rzeczy, które działy się przed naszym związkiem. Muszę się trochę z tym ogarnąć. To źle na mnie wpływa. Chodzę cały nabuzowany i bez przerwy klnę. Co ta kobieta robi z moim życiem...
Gdy wyszedłem na scenę po raz kolejny udowodniłem sobie, że droga którą obrałem w życiu jest właściwa. Śpiewając przed tysiącami ludzi czułem, że jestem sobą. Dałem z siebie jak zwykle 100% i publiczność to zauważyła, bo obdarzyłam mnie gromkimi brawami. Prosili o bis, więc po raz ostatni dzisiejszego wieczoru sięgnąłem po mikrofon i zaśpiewałem. Był to utwór 'Long distance', który przypomniał mi o tych kilometrach, które dzielą mnie i Sam...
Na after party oczywiście nie obyło się bez alkoholu i teraz już sam nie wiem czy rozmowa, którą przebyłem z Brandonem była fikcją czy prawdą.
Cały poranek próbowałem pozbyć się bólu głowy, który na całe szczęście około 11 ustał. Wczorajszy koncert był jak na razie ostatnim w USA, bo pod koniec trasy jeszcze dwa będą. Dzisiaj wylatujemy do Niemiec gdzie jutro damy kolejny wspaniały występ.
Po podróży wziąłem długi, ciepły prysznic, by pozbyć się stresu i zmęczenia, które nagromadziło się we mnie przez ostatnie kilka dni. Wmasowując w swoje ciało przepięknie pachnące mydełko hotelowe śpiewałem swoją ulubioną piosenkę Michaela Jacksona 'The way you make me feel'.
Skończywszy prysznic, przepasany ręcznikiem w pasie udałem się do mojego pokoju. Zaskoczony osobą, która się w nim znajdowała przez przypadek opuściłem ręcznik, przez co było widać moje czułe miejsce. Szybko z powrotem okryłem się tkaniną.
-Widzę, że Sam ma na co patrzeć -uśmiechnęła się Lara
-Co ty tutaj robisz? -zbyłem jej komentarz
-Akurat miałam sesję zdjęciową w Niemczech niedaleko stąd, więc postanowiłam Was odwiedzić. Kam powiedział mi gdzie się zatrzymujecie.
-Czemu Sam mi nie wspomniała, że tu jesteś?
-Bo pewnie nie wie. Teraz rzadko się spotykamy przez pracę.
-Um. -wskazałem ręką na łazienkę -Ja pójdę się ubrać
-Nie musisz, mi nie przeszkadza twoja golizna. -uśmiechnąłem się i zniknąłem za drzwiami.
-Chcesz coś do jedzenia? -krzyknęła Lara.
-Nie dziękuje. Nie jestem głodny.
-Możesz się mnie spodziewać za kilka minut. Muszę skoczyć do restauracji na dole, bo mnie głód zżera. -usłyszałem zamykające się drzwi, czyli Lara już wyszła z mojego pokoju.
Jestem ciekaw jak długo Lara siedziała w tym pokoju, bo muszę przyznać, że w łazience byłem co najmniej 30 minut.
Lara wróciła z dwoma talerzykami na których nałożone było ciasto czekoladowe.
-Nie chciałem
-Ale ja chciałam, a głupio mi jeść samej.
-Co Cię tu sprowadza?
-Poza tym, że chcę odwiedzić mojego chłopaka i jego przyjaciół to nic. -teatralnie przewróciła oczami.
-Czemu Ci nie wierzę?
-Bo jesteś durny
-No dobra mów o co chodzi
-Tak naprawdę nikt oprócz Ciebie i Phila nie wie, że tu jestem.
-A przecież Kam Ci powiedział... -nie zdążyłem dokończyć
-Nie. Właśnie przyjechałam tu ze względu na niego. Dzień przed waszym wyjazdem się pokłóciliśmy. Poszło o to, że widział mnie z jakimś facetem jak się obejmuję i twierdzi, że widział jak się całujemy, ale to nie było tak. Spotkałam swojego kuzyna na mieście i się z nim przywitałam. Mam tu na myśli przytuliłam się i dałam buziaka w policzek. Możliwe, że o to mu chodziło. Podczas sprzeczki  nie dał mi dojść do słowa, więc nie wie co się tak naprawdę stało. -zaczęła płakać -Nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje na smsy. Martwię się, że Go straciłam.
-Spokojnie wszystko się ułoży.
-Nie Bruno nic się nie ułoży! On mnie w ogóle nie słucha. Nie ma zamiaru się do mnie odezwać i gdyby nie to, że cholernie mi na nim zależy i że kocham Go najmocniej na świecie pewnie dałabym sobie już z tym spokój -podszedłem do niej i ją objąłem.
-Pogadam z nim
-Nie bo będzie, że Cię na niego nasłałam... albo w sumie i tak nie mam nic do stracenia.
Wtem ktoś zapukał do drzwi.
-Ej stary! Otwórz. Musisz iść do Brandona, bo ma Ci coś do powiedzenia. -to był Kam
-O nie! Nie chcę żeby widział mnie w takim stanie.
-To idź do łazienki -wskazałem jej drogę.
-Z kim ty gadasz? -dopytywał się Kam
-Sory, rozmawiałem z Sam -otworzyłem mu drzwi i wpuściłem do środka.
-Brandon jest na dole w restauracji. -Kam spojrzał się na stolik gdzie znajdowały się 2 talerzyki z ciastami -Miałeś gości?
-Nie... -jedynym sposobem żeby pogodzić tych dwóch jest ich wspólna rozmowa w cztery oczy- W sumie to tak.
Wziąłem kluczyk od pokoju, który leżał na stole i udałem się do drzwi.
-Co ty wyprawiasz? -spytał Kam
-Wrócę tu za kilka minut i macie być pogodzeni -Kam spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi -Jest w łazience. -zamknąłem drzwi na klucz.
To były ostatnie słowa jakie usłyszał ode mnie Kam. Zszedłem na dół, by dowiedzieć się o co chodzi.
-Bruno! -krzyknął Brandon- Tu jestem! -wskazał na swój stolik. Przysiadłem się do niego
-Jestem
-Wiedzę. Słuchaj, nie wiem czy pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę
-Mam jakieś przebłyski
-No dobra, więc powtórzę Ci to jeszcze raz. Możesz z Sam spotykać się na legalu. Jak wrócisz będzie po premierze jej filmu, więc jeśli pojawiłyby się w mediach jakieś plotki o Was to będą gadać wszędzie o tobie i o niej co pomoże Wam trochę w karierze.
-Czyli znowu wszystko dla dobra kariery!? Myślicie tylko o tym co będą o Nas mówić, a nie o tym jak my się będziemy czuć w tej sytuacji. Pewnie teraz powinienem skakać z radości, bo znieśliście zakaz. Wiesz co!? Pieprzcie się! Gówno mnie obchodzi już to czy mamy zezwolenie czy nie! -wstałem z krzesła i udałem się w stronę wyjścia
-Tobie się nie dogodzi Hernandez. -usłyszałem za sobą.
Nie chciałem na to odpowiadać.
Wyszedłem na świeże powietrze i wyciągnąłem papierosa z prawiej kieszeni mojej bluzy. Zapaliłem go i przeszłem do rozmyślań na ten temat. Faktycznie nie da się mi dogodzić. Teraz jak patrzę na to to widzę, że popełniłem błąd wydzierając się na Brandona, ale cholernie źle mi z tym, że nasi menadżerowie mają nad nami władzę. W sumie nie musimy być im posłuszni, ale w głębi duszy wiemy, że robią to dla naszego dobra. Poprawka - dla dobra naszych karier.
Gdy rzuciłem na ziemię końcówkę drugiego papierosa przez okno balkonowe zauważyłem dwie znane mi postacie. Była to Lara z Kameronem. Krzyczeli coś do mnie, ale przez ruch uliczny nic nie zrozumiałem. Wszedłem, więc na trzecie piętro i otworzyłem drzwi od mojego pokoju.
-Nareszcie! -krzyknęła Lara. -Już po wszystkim. Dziękuje Ci Bruno.
-Do usług
-To my chyba pójdziemy do mojego pokoju -powiedział Kameron i wymijając mnie dodał po cichu- Dzięki za wszystko
-You're welcome.

####
Jak się podoba odcineczek? 
Dzisiaj wzięła mnie taka wena, że kolejny odcinek będzie (chyba) najdłuższy jaki kiedykolwiek na tym blogu czytaliście. I na dodatek musiałam go robić na dwie części żeby Was nie załamać długością. 
Postaram się Wam wrzucić jeszcze coś do Świąt, więc na razie nie składam Wam życzeń.
Pamiętajcie, że jutro jest 1 kwietnia, czyli Prima Aprilis. Obyście kogoś nabrali i oby nie udało się nikomu Was nabrać. 
Jeśli zdarzy się Wam jakaś śmieszna sytuacja podczas jutrzejszego dnia to możecie się ją ze mną podzielić w komentarzu albo pisząc do mnie na marsik.pm@gmail.com :D

1 komentarz:

  1. Jak pogodzić pokłóconych? Zamknij ich w pokoju! :D Hahaha dobra akcja. Bruno jak zwykle zazdrośnik, a sam też nie był święty :P Czekam niecierpliwie na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń